Za każdym razem, kiedy przyjeżdżam do naszej warmińskiej chałupki obiecuję sobie, że poświęcę jej oddzielnego bloga. Powody tej obietnicy można podzielić na dwie kategorie:
1) O rany, zapomniałam jak tu cudnie!!!
2) Skoro muszę się tyle namęczyć to przynajmniej niech coś z tego będzie!!!
I tu przypominają mi się cytaty z moich młodzieńczych utworów:
Jeżeli boli, to niech przynajmniej na coś się przyda albo Nie ma tego złego co by na dobry wiersz (w tym przypadku blog) nie wyszło.
Przy czym ta druga kategoria zazwyczaj przechodzi w pierwszą, co przeważa ogólny bilans w stronę: "O rany, jak tu cudnie!!!"
Po powrocie do podwarszawskiej wsi, w której na co dzień mieszkam, zazwyczaj stwierdzam, że nie mam na nowego bloga czasu albo odkładam pomysł na później. Poza tym działa na mnie jakieś dziwne prawo, które też zdecydowanie osłabia motywację. Gdy jestem na Warmii, tak jakbym nie wierzyła w rzeczywistość, którą zostawiłam na Mazowszu. I na odwrót. Wróciwszy na Mazowsze nie mogę uwierzyć w realność warmińskich światów.
Zakładać bloga, gdy jestem na Warmii! - powiadacie. To niezła myśl. Problemem są jednak pewne niedomogi internetowe.
Dziś jednak postanowiłam wznieść się ponad wszelkie przeszkody i (będąc na Mazowszu) wcielić w życie (wirtualne) warmiński pomysł, z którym od tak dawna się noszę. W ten oto sposób otwieram bloga poświęconego radościom i bolączkom związanym z podjętą przed kilku laty decyzją o zakupie poniemieckiego domu na Warmii.
Trochę już o nich pisałam. W mojej książce "Ratunku, marzenia!" zawarłam sporo warmińskich inspiracji. Jest to jednak książka dla dzieci (choć i dorośli tez znajdą w niej coś dla siebie), więc ze zrozumiałych względów nie wszystko mogłam tam zamieścić. Zresztą sama formuła powieści zamkniętej pomiędzy dwiema okładkami książki jakoś jednak ogranicza. Chciało by się zamieścić również trochę zdjęć, pokazać odkryte na trasach naszych warmińskich wędrówek miejsca... Co prawda poświęciłam Warmii oddzielny wątek na moim blogu. Mam jednak wrażenie, że w gąszczu rozmaitych tematów, które tam poruszam trochę się on gubi.
Wydobywam więc z gęstwiny moich życiowych tematów warmiński wątek. Pierwszy dzień wiosny (nawet jeśli bardziej przypomina on środkowy dzień zimy) to niezły moment, żeby rozpocząć nową opowieść.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz