piątek, 26 kwietnia 2013

Przed wyjazdem...

Przedwiośnie (połowa kwietnia 2013 r.) ...
...i przed- przedwiośnie (3 marca 2013 r.) na jednym z okolicznych pól. Ciekawe, co zobaczymy w tym samym miejscu za kilka dni.

czwartek, 25 kwietnia 2013

Czekając aż "zielona krew" wypełni pąki

i rozwinie je w liście...

fot. Darek Kondefer

Zanim mirabelka za moim (mazowieckim) oknem rozwinie pąki przypomnę zdjęcie drzewa, które widać z naszego warmińskiego domu i zachęcę do kolejnej retrospekcji - tym razem z 19 kwietnia 2010. Zapraszam!

środa, 24 kwietnia 2013

Pisarka i potragany na Warmii

Nie wiem jak to jest. Ledwo założyłam warmińskiego bloga, natychmiast odechciało mi się w nim pisać. (czyżbym uznała zadanie za wykonane ;)) Stąd opóźnienia w publikacji kolejnego wpisu - od powrotu minęło już kilka dni i za chwilę wyjeżdżamy ponownie . Szczęśliwie wystukałam parę zdań offline jeszcze na Warmii i mogę je teraz teraz przekleić:

Wygląda na to, że sezon zimowy mamy wreszcie za sobą. Bociany już w gnieździe (ponoć przyleciały trzy dni przed nami), a za domem imponujące bobrowe rozlewisko.
J. (nasza najbliższa sąsiadka) mówi, że z powodu przedłużającej się zimy wszystko się opóźni, ale jeśli uda się posiać przed dwudziestym to jeszcze będzie ok.
Dom udało się „uruchomić” bez przeszkód, co samo w sobie jest sporym osiągnięciem. Dotychczas zawsze spotykały nas jakieś niespodzianki. Tym razem nic się nie zepsuło, ściany nie spleśniały, woda z kranów leci, mysie bobki w ilościach śladowych. Sama radość!!!
W tej sytuacji nawet fakt, że wciąż nie mamy dawno zamówionych drzwi specjalnie nie zepsuł nam humoru. Stolarz miał zrobić je zimą. Nie zdążył... zacząć, choć zima w tym roku była wyjątkowo długa. Czyżby kolejny chimeryczny stolarz artysta? Znamy tu już jednego. Zaczynam się nawet zastanawiać czy te cechy nie są jakoś związane z zawodem stolarza. 
Tymczasem z pobliskiego tartaku przywiezione zostały deski na podłogę... estońskie o ile się nie mylę. Czemu estońskie? To zagadka. Wszak drzew dookoła dostatek i co i rusz natykamy się na jakąś wycinkę. Niestety nie zawsze w tym miejscu co trzeba. Darek strasznie się zdenerwował, kiedy zobaczył, że przy drodze wyjazdowej z Ornety w stronę Elbląga wyciętą piękną, starą aleję dębową.

Kwietniowa wizyta ma charakter raczej „roboczy”. Ja piszę nową książkę, tudzież parę innych rzeczy, a Darek nadgania prace remontowe. Nie mamy więc specjalnie czasu na wycieczki. Pojechaliśmy jednak tradycyjnie do Fromborka. W niedzielę – 14 kwietnia na Zalewie było jeszcze sporo lodu, jednak wśród ptaków panowało ogromne poruszenie.

Zrobiliśmy też kilka sympatycznych spacerów.
Dawno nie widziałam tylu żurawi. Jednego nieomal na wyciągnięcie ręki (z okna samochodu). Co nie oznacza, że jest ich więcej niż zwykle. Prawdopodobnie są po prostu mniej płochliwe. Z powodu głodu. Biedaki mają za sobą ciężki okres. Słychać je było już podczas naszego poprzedniego pobytu, na początku kwietnia.


(pisane offline, 17.04.2013r.)

P.S. Pewną atrakcją była wizyta w naszej chałupce urzędników Agencji Rolnej Skarbu Państwa (z Olsztyna).
- Zaprosiłem ich do Państwa... na kawę - oświadczył z rozbrajającą szczerością I. (sąsiad, którego łąki graniczą z naszą ziemią). - Ale potem się odwdzięczę.
Zdaje się liczył, że prezentując "atrakcję turystyczną" wsi, czyli panią pisarkę i wymykającego się wszelkim klasyfikacjom Darka ("a ten pan... to chyba jakiś rzeźbiarz, taki potargany") zyska sobie ich przychylność (przyjechali z jakąś kontrolą na jego pole). Jak sprawa się zakończyła, tego nie wiem.

Kolejne P.S. Na razie pokazuję kilka zdjęć z mojej komórki, która najwyraźniej upodobała sobie estetykę Orwochrom. Wszystkie z wspomnianej już wizyty nad Zalewem Wiślanym. Jest jeszcze sporo (fajniejszych zdjęć) w komórce Darka i w naszym Nikonie. Mam nadzieję, że uda się je opublikować jeszcze przed wyjazdem.
"Lodołamacz", który z bliska okazał się rybackim kutrem ;) 
Na molo...
i w porcie.

piątek, 12 kwietnia 2013

Przedwiośnie

Tuż przed wyjazdem na Warmię kilka zdjęć z poprzedniego pobytu. Nasze ciecie pochylone nad rejestrującą światło magicznej godziny komórką.
Tak wyglądały okoliczne pola 3 marca 2013 r. Potem znów przyszła zima. 
A tu Zalew Wiślany wciąż jeszcze skuty lodem. Zdjęcie zrobione 4 marca podczas tradycyjnego wypadu do Fromborka.

środa, 10 kwietnia 2013

Warmińska oaza

To właśnie zobaczyliśmy przez okno naszego warmińskiego domu trzy lata temu

W pierwszym poście dotyczącym Ławek (to nazwa naszej warmińskiej wsi) wymyśliłam całkiem chyba nośną formułę opisywania ławczańskich wydarzeń. Najpierw notatka o teraźniejszości, potem kolejne, pogłębiające się retrospekcje, a na zakończenie jedna z zasłyszanych tutaj historii. Tak się bowiem składa, że opowieść o Ławkach to nie tylko perypetie związane z remontem, to również coś więcej niż fascynacja tym miejscem naznaczonym trudną i niezwykłą historią. To opowieść o marzeniach sięgających głębokiego dzieciństwa. Opowieść pełna pytań, czy marzenia zawsze warto realizować, czy raczej „nie o to chodzi by złapać króliczka, lecz o to, by gonić go”. To również historia mojego związku, ponieważ zjechaliśmy z Darkiem Polskę nieomal we wszystkie strony w poszukiwaniu wymarzonego domu, na wymarzonym odludziu.

Powyższy fragment pochodzi z wpisu opublikowanego na moim blogu 14 kwietnia 2010. Pisałam go jednak offline nocą z 9-10 na kwietnia, czyli dokładnie w przeddzień katastrofy smoleńskiej. 
Siedzieliśmy sobie w naszej warmińskiej oazie  (bez radia, telewizji, z ograniczonym dostępem do netu),  dyskutując o teleobiektywach i nie wiedzieliśmy nic o świecie. Z błogostanu wyrwał nas telefon syna. To była szokująca wiadomość. Zwłaszcza, że odcięci od mediów nie mieliśmy dokładnych wiadomości. Nic więc dziwnego, że w poście, do którego dziś odsyłam jest również o katastrofie. Niezwykłe jest to jak w miarę upływu czasu zmienia się podejście do niektórych wydarzeń. Pamiętniki, dzienniki, blogi... pozwalają to prześledzić.

Wracanie do dawnych wpisów pozwala też zobaczyć jak raz napisane słowa wpływają na te, które napiszemy później. Aby wyjaśnić o co mi chodzi przytoczę cytat z opublikowanej w 2011r. książki pt. "Ratunku, marzenia!" 

- A może nie o to chodzi, by złowić króliczka, tylko by gonić go - zastanawiał się (tata) dwa lata temu, również podczas powrotu z wakacji.
- Jakiego króliczka? - zainteresowała się Helenka, która ma niezłego fioła na punkcie zwierzaków. - To lepiej go złapmy, żebym mogła go zahodować!
I wówczas rodzice musieli jej wyjaśnić, że to słowa dawnej piosenki, a chodzi w nich o to, że czasami sama droga do celu jest ważniejsza od niego samego.
- Na przykład nasze wyprawy w poszukiwaniu wymarzonego domu - tłumaczył tata. - Jeszcze, co prawda, go nie znaleźliśmy, ale ile fantastycznych miejsc przy okazji odkryliśmy, ile przygód przeżyliśmy... Tego nam nikt nie odbierze.
Nie jestem jednak pewien, czy Helka złapała, o co rodzicom chodzi.
- Ja chcem króliczka!  Ja chcem króliczka! - zawołała entuzjastycznie. - Będem dla niego najlepsza na świecie i nazwem go Cela.
- Cela? - zdziwiła się mama.
- No sami mówiliście, że ta cela do osiągnięcia...
- Hyba cel? - poprawiła młodszą siostrę Julia, która przysłuchiwała się rozmowie z kwaśnym wyrazem twarzy. 
Tak czy inaczej kilka dni później pojawił się w naszym domu nowy lokator - miniaturowy królik o wdzięcznym imieniu Cel. Marzenia Helki zawsze się spełniją.  

sobota, 6 kwietnia 2013

Buk na ciebie patrzy, czyli relacja z ostatniej wyprawy na Warmię

Patrzące drzewo (a konkretnie buk).
I jeden z jego "wyznawców" ;) szuka oparcia... ;)
Jaki malutki...
"Wyznawcy" drzew chodzą po wodzie ;)...
A tu ślady dawnych wierzeń...
czyli "Cmentarzysko Kurhanowe" sprzed 2500 lat nad Jeziorem Pierzchalskim.
I samo jezioro w pełnej gotowości do wiosny. Niestety po pięknym (i krótkim) przedwiośniu (zdjęcia robiliśmy trzeciego marca) nadeszła... zima, która do dziś nie chce odpuścić. Jednak, niezależnie, od pory roku warto to miejsce odwiedzić.

Dziś zamieszczę jedynie krótką notatkę znalezioną w jednej z internetowych publikacji. Chciałabym jeszcze do tego tematu powrócić (po raz kolejny zresztą, bo to nie pierwsza nasza wizyta wśród  kamiennych kręgów i nad Jeziorem Pierzchalskim).

Ścieżka Edukacyjna „Leśne Prawdy” w Nadleśnictwie Zaporowo
Ścieżkę tę, o długości 2,5 km, wytyczono w lesie nad Jeziorem Pierzchalskim, powstałym w wyniku przetamowania rzeki, a wchodzącym w skład rezerwatu „Ostoja Bobrów na Rzece Pasłęce”. Na trasie ścieżki umieszczono 17 tablic informujących o ochronie zabytków archeologicznych, o ochronie przyrody, o gospodarce leśnej, prezentujących i omawiających napotykane obiekty i zjawiska, a m.in.: cmentarzysko kurhanowe sprzed 2500 lat; cykle życiowe drzewostanów leśnych; mieszkańcy lasu; zasady i sposoby ochrony lasu; las łęgowy; Jezioro Pierzchalskie, rezerwat przyrody, jego flora i fauna; róże funkcje lasu; szkółka leśna. Na trasie ścieżki ustawione są ławy, stoły, wiaty, nadjeziorny pomost i miejsce do rozpalania ogniska.
(http://www.wydawnictwomierzejewski.pl/pic/parki.pdf)

Jeśli zaś o chodzi o samo cmentarzysko to odkryto je podczas prowadzonych tu 1983-93 wykopalisk archeologicznych. Są to miejsca pochówku spopielonych szczątków ludów z wczesnej epoki żelaza. Znaleziono tu między innymi urny z prochami ludzkimi, prymitywne narzędzia, naczynia oraz broń.
(informacja z jednej z tablic na trasie ścieżki edukacyjnej).


P.S. Niestety mieliśmy ze sobą tylko komórki. Z pewnością, jednak, wrócimy tam jeszcze z aparatem fotograficznym.

wtorek, 2 kwietnia 2013

Prima aprilis

Tak wyglądała nasza warmińska chałupka 1 kwietnia 2012 roku. Tyle, że wtedy śnieg zaledwie poprószył i uważałam ten fakt prima aprilisowy dowcip za strony natury, a w tym roku (przynajmniej na Mazowszu) śniegu po łydki i wciąż pada.