czwartek, 27 listopada 2014

Miasto rozpisane na głosy

Kolejna fotorelacja. Tym razem ze zorganizowanej przez Teatr Węgajty imprezy olsztyńskiej. Zapraszam na portal ngo.pl!

poniedziałek, 27 października 2014

czwartek, 16 października 2014

Z Warmii do Krakowa...

24 października (piątek) spotkam się z Czytelnikami
na 18. Międzynarodowych Targach Książki w Krakowie
stoisko Księgarni Internetowej Gandalf – C69, godzina 13.00
Kraków, ul. Galicyjska 9

Serdecznie zapraszam wszystkich, którzy chcą dostać wpis w książce (np. „Ratunku, marzenia!”), zadać pytanie, porozmawiać...

Dorota Suwalska

piątek, 10 października 2014

Wspomnienie z wakacji, czyli ballada o szlifowaniu skrzyni

Skrzynię dostaliśmy od pana stolarza, który zrobił nam piękne drzwi do łazienki i równie piękne drzwi do świata (czyli wejściowe). Jest ona dziełem jego dziadka. Darek zajął się jej renowacją. Zdjęcia znalazłam w swojej komórce. Zdjęcia stanowią ilustrację punktu 6 "Przepisu na warmińskie wakacje".



Na ostatnim zdjęciu skrzynia jest już zaolejowana, Darek na drugim planie pracuje nad kolejnym "rekwizytem".

czwartek, 9 października 2014

Lawendowe Pole

Trochę się zgapiłam, bo artykuł ukazał się już jakiś czas temu, ale lepiej późno niż wcale. Serdecznie polecam wywiad na www.ngo.pl z Asią Posoch i Piotrem Romanowskim z Lawendowego Pola. Nie dlatego, że mój. Przede wszystkim ze względu na jego bohaterów i przestrzeń, którą stworzyli: http://wiadomosci.ngo.pl/wiadomosci/1004382.html#vote
W miniony weekend znów tam byliśmy. Tym razem z powodu akcji Sztuka w Obejściu - będzie z tego fotorelacja.

środa, 17 września 2014

Węgajty

Kolejne cudowne miejsce na naszym warmińskim szlaku. Mój wywiad z Mute Sobaszek, która wraz ze swoim mężem Wacławem od lat tworzy Teatr Węgajty ukazała się niedawno na portalu ngo.pl
Zapraszam do czytania!

piątek, 29 sierpnia 2014

Pliszka na progu swojego domu


Przeglądaliśmy zdjęcia związane z projektem, który urodził się nam w głowach dzięki temu, że za jedną z naszych okiennic zagnieździły się pliszki. Efekt jest taki, że postanowiłam opublikować na blogu jeszcze jedno urocze zdjęcie :) 

środa, 27 sierpnia 2014

Trochę codzienności, trochę niezwykłości...

Najważniejsze to złapać cug, co, jak widać powyżej, nie zawsze jest łatwe. Zwłaszcza w upały (a tych nie brakowało ostatniego lata) komin potrafi się zbuntować. Potem wystarczy rozłobzować ogień pod blachą. Rozłobzować :) - nie wiem skąd nam się wzięło to słowo, ale je uwielbiamy. Ostatnio nawet oświadczyłam, że mam rozłobzowany umysł ;) Trochę to męczące, ale może coś się na nim ugotuje.
Zdjęcie autorstwa Wojtka Karlińskiego.

Przy okazji... bardzo chcę dodać dwa punkty do opublikowanego w dwóch częściach przepisu na warmińskie wakacje.
44) Można odbyć z przyjaciółką zza oceanu sentymentalną podróż do miejsc, w których się wychowała...
45) i doświadczyć wzruszającej życzliwości i dobroci od sąsiadów.

piątek, 22 sierpnia 2014

Dwa (a może nawet trzy) w jednym...

... czyli punkt czyli 1 i 5 "Przepisu na warmińskie wakacje". Powyżej dramatyczny ;) moment przeprawy pod zwaloną kłodą.
A tu już chwila relaksu na wodzie.
  Nocleg.
I wodowanie następnego ranka. Fotograficznej dokumentacji spływu dokonał osobiście nasz Komandor :) Dużo mogłabym napisać o tych 2 dniach na wodzie, ale jestem już po wakacjach, więc muszę pisać inne rzeczy.

środa, 20 sierpnia 2014

Koparka apokalipsy ;)

Czyli kolejny odcinek wakacyjnego serialu (ze zdjęciami Wojtka Karlińskiego). Tym razem ilustrujemy punkt 12 "Przepisu na warmińskie wakacje".
Gospodarz (Darek) na tle koparki apokalipsy ;)
Stoimy na progu z Marcinem (wspomnianym już na tym blogu czytelnikiem "Ratunku, marzenia!") i nie poznajemy świata. Czasem trzeba coś zniszczyć, by rzeczywistość mogła się odrodzić w postaci sielskiego, wiejskiego ogródka. 
A tak na serio - chodziło przede wszystkim o to, by tak ukształtować teren, żeby woda na dom nie leciała.

wtorek, 19 sierpnia 2014

Czyje to nogi?


Czyli wizualna ilustracja kolejnego (tym razem 30 punktu) przepisu na warmińskie wakacje
W ramach podpowiedzi - właścicielka nóg wyłania się z wody na kolejnym zdjęciu.
Autorem fotografii jest, jak w poprzednim poście, Wojtek Karliński :)

poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Ognisko w byczym towarzystwie

Czyli przepis na warmińskie wakacje (patrz: punkt 25, podpunkt ostatni)  ilustrowany zdjęciami Wojtka Karlińskiego. Gwoli ścisłości, prócz byczków, gościliśmy przy ognisku również kilka jałówek.   



niedziela, 10 sierpnia 2014

Przepis na warmińskie wakacje – ciąg dalszy

Muszę koniecznie uzupełnić zamieszczoną wcześniej listę.
Można również:
37) Odświeżyć umysł na wystawie w elbląskiej galerii El (Reductive.NL – Cztery pokolenia abstrakcji geometrycznej z Holandii – bardzo polecam).
38) Uprawiać land-art nadając ostateczną formę z grubsza ociosanej przez koparkę skarpie przed domem.
39) Wydobywać „skarby” z rozkopanej ziemi.
40) Dostać od spotkanych nad jeziorem nieznajomych torbę pełną ryb (ja żadnego mięsa co prawda i tak nie jadam, ale można przecież ten dar przekazać sąsiadom).
41) Być boleśnie blisko (mimo braku dostępu do środków masowego przekazu) sygnałów o zagrożeniach dotyczących ładu w Europie (jakby nie było to rejon nadgraniczny, więc wszystko skupia się tu jak w soczewce).
42) Słuchać medytacyjnej muzyki na leżaku przed domem – rytmiczne, by nie powiedzie transowe, cykanie świerszczy, a na jego tle pojawiające się z niemożliwą do do przewidzenia częstotliwością tajemnicze odgłosy: niskie, chropawe dźwięki (dzik?, borsuk? swoją drogą, ciekawe jakie odgłosy wydobywa z siebie borsuk?); nawoływania nocnych ptaków, trzepot skrzydeł... W efekcie głęboki relaks spowodowany uspokajającym rytmem i czujność umysłu wywołana „tajnymi” dźwiękami.
43) A za chwilę idę podziwiać super-pełnię (księżyca).

piątek, 8 sierpnia 2014

Przepis na warmińskie wakacje (w 36 punktach)

– I co wy tam będziecie tyle czasu robić? – spytała znajoma, gdy powiedziałam, że spędzimy prawie miesiąc w naszej warmińskiej chałupce.
Po trzech tygodniach pobytu, raportuję, że można tam:
1) doświadczyć absolutnego resetu podczas spływu kajakowego;
2) pojechać na międzynarodowy festiwal teatralny (do Węgajt);
3) wpatrywać się w lawendowe pole i odetchnąć w Muzeum Lawendy (w Nowym Kawkowie);
4) słuchać muzyki organowej (we Fromborku i Pasłęku).
5) Pielęgnować w sobie ornitologa na przykład:
w kajaku (zimorodki, nieznane mi gatunki kaczek, czaple a także... orzeł bielik!);
w samochodzie (liczące kilkadziesiąt ptaków stado czapli widoczne przez okno)
lub przed domem (młode boćki ćwiczące się w lataniu).
6) „Rzeźbić” detale warmińskiego domu np. półki z przedwojennych desek ozdobionych ornamentem autorstwa mistrzów naturalnej „snycerki”, czyli korników lub odnawiać piękną drewnianą skrzynię podarowaną nam przez Perfekcyjnego Stolarza Artystę.
7) Obsadzać (nowymi rekwizytami) i pielęgnować nasz mini-skansenik.
8) Lenić się.
9) Pracować (grabić rozjechaną przez koparkę ziemię lub nagrywać wywiady).
10) Wysłuchać mnóstwa niezwykłych opowieści (większości, niestety bez dyktafonu).
11) Poznawać ludzi.
12) Nie poznawać najbliższego otoczenia zamienionego (przy pomocy wspomnianej już koparki) w apokaliptyczny krajobraz, co ma stanowić jedną z wczesnych inkarnacji na drodze do sielskiego, wiejskiego ogródka.
13) Stresować się z powodu majstrów i przeżywać kolejną falę awersji do prac budowalno-remontowych.
14) Poddawać w wątpliwość powzięte niegdyś decyzje.
15) Radować się z podjętych niegdyś decyzji.
16) Fotografować;
17) być fotografowaną;
18) asystować fotografowi.
19) Czytać to, co ludzie napisali i pisać to, co ludzie kiedyś będą czytać.
20) Pokazywać młodemu czytelnikowi miejsca opisane w książce „Ratunku marzenia”.
21) Zwiedzać;
22) odwiedzać;
23) być odwiedzaną.
24) Gawędzić pod płotem.
25) Siedzieć:
– w spokoju;
– niespokojnie;
– na krześle;
– ławce;
– na leżaku;
– nad wodą;
– na wodzie (w kajaku);
– na trawie;
– przy ognisku (w towarzystwie ludzi oraz oczywiście... krów – te akurat stały usiłując wepchnąć nosy w płomienie i częstując się wodą, którą przynieśliśmy do ugaszenia ognia).
26) Stać:
– z krowami na łące,
– z głową pełną ciszy (pod Warszawą, wierzcie lub nie, takiej ciszy już nie ma);
– ze spojrzeniem w stronę gwiazd (pod Warszawą jest ich bez porównania mniej);
– w ciemności ( pod Warszawą ciemność jest mniej głęboka);
– w słońcu;
– w rozkroku (pomiędzy wsią a miastem – to podobno dobrze, bo, jak powiedział jeden z naszych interesujących rozmówców, wówczas człowiek jest mocno osadzony);
– stać nas czy nie na ten remont?
27) Zapomnieć, że kiedykolwiek mieszkało się pod Warszawą – to było przecież tak dawno, całe dwa tygodnie temu.
28) Śnić (pod Warszawą, wierzcie lub nie, człowiek ma mniej snów).
29) Dowiedzieć się od kolegi, że w domu mieszka duch.
30) Pływać w jeziorze i skakać na główkę, a potem, co było z góry do przewidzenia, cierpieć z powodu alergii na plankton.
31) Polować na myszy – dwie złapałam do słoika, dwie same złapały się do wiadra i całe mnóstwo do pułapki na krety. Oczywiście chodzi o bezkrwawe łowy. Upolowane myszy wypuszczam na łąkę, ponieważ pułapka na krety tym się różni od pułapki na myszy, że nie zabija, tyle, że jak się do niej wlezie nie sposób się wydostać, po prostu nie sposób!!! Nie do tyczy to ostatniej, najwyraźniej zmutowanej myszy, która w niewyjaśniony sposób wykrada z pułapki chlebek (chyba potrafi przenikać przez ściany).
32) Prócz myszy można również łapać:
– zasięg;
– opaleniznę (jak kto lubi, ja za opalaniem się nie przepadam);
– myśli
– i obrazy.
33) I temu podobne;
34) i temu nie podobne;
35) i tak dalej;
36) i tak bliżej...

wtorek, 15 lipca 2014

Otwieram modowy wątek na swoim blogu!!!

Słyszałam, że obecnie bardzo popularne są blogi o modzie. Idąc za tym trendem postanowiłam założyć   modowy wątek również na własnym blogu. A żeby jednak trochę się odróżniał od pozostałych wprowadzam pewne innowacje:
- po pierwsze: kolekcje prezentować będzie modelka w średnim wieku (znaczy się przeważnie ja);
- po drugie: bez makijażu (bo to bez sensu malować się do lasu);
- po trzecie i najważniejsze (!!!) prezentować będę wyłącznie ubrania z historią!
Tak, wiem, wiem... są tacy, którzy pokazują tylko nowe ciuchy, prosto ze sklepu lub w najlepszym wypadku, second handu, ale to nuda! No bo co można o takim ciuchu opowiedzieć? Ja chcę pokazywać takie ubrania, o których dałoby się napisać nawet książkę.
I tak oto mamy pierwsze zdjęcie, a na nim czerwcowy zestaw przeciwdeszczowy. Główny element stanowi peleryna w panterkę zakupiona przed kilkunastu laty na Stadionie Dziesięciolecia (obecnie Narodowy) Niektórzy może pamiętają, że kiedyś znajdował się tam może największy w Europie bazar.
Wybraliśmy się tam z mężem i sześcioletnim wówczas synem w ramach przygotowań do, legendarnego już w rodzinie,  spływu Biebrzą. "Wyprawa" miała trwać trzy tygodnie, a trwała... no może ze trzy... minuty?
Czemu tak krótko, o tym opowiem w którymś z kolejnych modowych odcinków warmińskiego bloga - to co pozostało z zakupionej wówczas wysoce "specjalistycznej" odzieży zostało przewiezione do naszego warmińskiego domu, więc z pewnością znajdzie się pretekst.
Powiem tylko jedno... przeżyliśmy wówczas... naprawdę cudowne wakacje.
No dobrze... powiem jeszcze drugie - wystarczyło, że sfotografowałam się w tym historycznym (przynajmniej z punktu widzenia naszej rodziny) stroju - natychmiast dostaliśmy zaproszenie na spływ... tym razem na Warmii.
I niech ktoś mnie teraz przekona, że ciuchy prosto ze sklepu lepiej się nadają do tworzenia nowych historii (na blogu i w realu).

czwartek, 10 lipca 2014

Bocian, czyli "Piegowate niebo"

Co prawda akcja piegowatego nieba nie dzieje się na Warmii, to jednak nasze warmińskie doświadczenia znacząco na nią wpłynęły. Dlaczego? Wystarczy spojrzeć na dostojnego ptaka na okładce. Podczas pisania książki bardzo mi pomógł fakt, że obok naszej warmińskiej chałupki bociany zbudowały sobie dom, to, że bez przeszkód mogłam obserwować życie naszych skrzydlatych sąsiadów.

Dziejące się na Warmii "Ratunku, marzenia!" i "Piegowate niebo" mają również wspólną ilustratorkę - autorką pięknej okładki, którą widzicie powyżej jest Agata Raczyńska :)

Więcej informacji o książce znajdziecie TUTAJ!

poniedziałek, 7 lipca 2014

Gniazdko miłości

To było chwilę po przyjedzie. Darek nie zdążył nawet otworzyć okiennic. Weszłam do łazienki i przechodząc obok okna... spłoszyłam ptaka. Ujrzałam przez szybę, jak wyfruwa na zewnątrz przez wycięte w okiennicy serce.
Skąd się tam wziął?!
Szybkie oględziny pozwoliły stwierdzić, że pomiędzy pomiędzy okienną framugą a ozdobioną sercem okiennicą, para pliszek uwiła gniazdo - widziałam nawet malusieńkie jajeczka. Można rzec... gniazdko miłości (tak zresztą nazwał naszą warmińską chałupkę Darek, wycinając serduszka w drewnie) albo... dziupla w sercu.
I tak oto okazało się, że mamy w łazience akwarium z ptakami. Tyle, że nie możemy z tego korzystać -  Rybom wszystko jedno, czy ktoś na nie patrzy, ptakom nie. W sumie wcale im się nie dziwię, też bym się przeraziła, gdyby w ścianie mojego domu zamieszkał jakiś olbrzym bez dzioba i zaglądał mi do mieszkania. W obawie, że pliszki porzucą lęg, szybciutko zasłoniłam okno-akwarium kawałkiem tektury. Dzięki temu mogliśmy bez obaw korzystać z łazienki i nawet nocą palić światło.
Udało się również zrobić kilka zdjęć pliszki w "drzwiach" swojego domku. Okno kuchenne wychodzi na okienko łazienkowe - można więc było ustawić aparat na statywie i pstrykać zdjęcia z kuchni. To jednak również okazało się niełatwe. Pliszki niepokoił dźwięk migawki, a nawet fakt, że okno w kuchni było otwarte. A przecież naszym priorytetem było zapewnienie spokoju ptasiej parze.
I wygląda na to, że ludzko-ptasia koegzystencja w jednym domu się udała. Gdy wyjeżdżaliśmy w gnieździe były już pisklaki. Domyśliliśmy się tego ponieważ ptasia para zaczęła znosić do gniazda robaki. Udało mi się też podejrzeć przez szparę w tekturze jakiś ruch w gnieździe.
Tak podczas długiego czerwcowego weekendu (między 18 a 22 czerwca). Ciekawa jestem co słychać u pliszek teraz?

poniedziałek, 2 czerwca 2014

W domu na Warmii o domu na Warmii

Zapewne link do tego wpisu pojawił się pod jednym ze zdjęć z zestawienia opublikowanego przeze mnie w kwietniu. Czuję jednak, że powinnam mu poświęcić oddzielne wspomnienie, ponieważ oddaje atmosferę, która towarzyszyła mi podczas pisania książki o domu na Warmii ("Ratunku, marzenia!") w... domu na Warmii.

Oto fragment:

Dziś mocne wrażenia przyrodnicze. Widziałam tamę bobrową, tamę bobrzą. Niesamowite!!!Natychmiast umieściłam to w książce.

Poza tym zamiotłam kuchnię (w ramach rozrywki pomiędzy poszczególnymi etapami pracy nad powieścią), a w tej chwili gotuję makaron. Ponieważ przezornie nie wzięłam ze sobą żadnej lektury – czytam gazety na podpałkę. To mniej wciąga niż interesująca powieść, więc mniejsze ryzyko odciągnięcia od pracy. Słowem - a właściwie dwoma słowami – totalny minimalizm.

Piszę pomału, ale piszę. Nigdy nie byłam w tej dziedzinie sprinterką. Zresztą pisanie to nie wyścigi. Choć można odnieść takie wrażenie, gdy trzeba zdążyć przed terminem.

Tak czy owak doszłam do takiego etapu, że wzruszam się pisanymi przez siebie słowami. Dziś uroniłam nawet parę łez nad laptopem.


 Kto ciekaw dalszego ciągu moich zmagań z literacką materią (a również "nadzwyczajnych wydarzeń", które je poprzedziły) - może zajrzeć TUTAJ.

poniedziałek, 26 maja 2014

Z archiwum...

Moje milczenie na blogu spowodowane jest pisaniem... innych tekstów (opowiadanie dla dzieci i artykuł) - między innymi, ponieważ nie brakło mi ostatnio również innych zajęć.
 Nie opisałam jeszcze lipcowego pobytu na Warmii i miejsc, które wówczas odkryłam (Chwalęcin, Orneta, Krosno, wypad na Mazury do Łupek pod Piszem), a już mam za sobą dwa kolejne, tym razem krótkie, weekendowe wyprawy -
czyli skrót wakacyjnych wydarzeń z 2010 roku.

Majówka

Zbliża się koniec maja i czuję potrzebę zaznaczyć choć jednym, niedoskonałym zdjęciem z komórki ostatnią (przełom kwietnia i maja) wyprawę do naszego warmińskiego domu: żółte pola rzepaku i wizyta syna, który przyjechał ze swoją dziewczyną - fantastyczne zestawienie :) 

P.S. Bociany już też w gnieździe.

wtorek, 1 kwietnia 2014

Widok z kuchennego okna

W marcu 2010 roku. niespełna trzy miesiące po założeniu mojego pierwszego, błękitnego bloga wpadłam na pomysł, by każdą wizytę w naszym warmińskim domu dokumentować za pośrednictwem zdjęcia robionego przez kuchenne okno. Chciałam zrejestrować zachodzące w pejzażu zmiany. Nie wszystko się udało tak, jakbym sobie tego życzyła.
Po pierwsze - przez nieregularność wizyt. Pominiętych zostało kilka najbardziej fantastycznych dla tego krajobrazu momentów, np. czas, w którym zmieniają kolor liście.
Po drugie - przez gapiostwo. To dlatego brakuje zdjęcia zaokiennego pejzażu pełnego żółtych kwiatów mniszka lekarskiego. Pstryknęłam fotę już po skoszeniu trawy.
Po trzecie -  z powodu ówczesnego nieprzystosowania naszej chałupki do pewnych pór roku - a konkretnie zimy. Choć, jak widać na załączonym obrazku, udało się sfotografować jej schyłek.
Mimo tych wszystkich niedoskonałości uważam, że warto zrobić zestawienie tych rozproszonych w rozmaitych postach obrazów. A miejscem, które idealnie do tego się nadaje jest "Dom na Warmii".
Zachęcam również do zaglądania pod zamieszczone pod zdjęciami linki. Publikowałam również inne zdjęcia i oczywiście tekstowe relacje z wizyt.
Powyżej zdjęcie opublikowane we wtorek, 16 marca 2010.
Środa, 31 marca 2010 - ten sam miesiąc, a jaka zmiana!
Środa, 14 kwietnia 2010.  Jak łatwo wywnioskować z dat, jeździliśmy wówczas na Warmię dość często - średnio raz na dwa tygodnie.
Niedziela, 16 maja 2010 - zdjęcie jednak pochodzi z 3 maja.
Poniedziałek, 24 maja 2010 - to właśnie to zdjęcie na którym brakuje skoszonych mleczy. Na osłodę króciutki cytat z zamieszczonego pod zdjęciem wpisu:
Znajomi z Ławek zwrócili nam uwagę, że widok spod naszego domu przypomina nieco Bieszczady. Jeszcze tego samego wieczoru pojechaliśmy do Fromborka i tam właśnie dokonałam odkrycia, że jest to jedyne miejsce na świecie, w którym jest tak blisko z "Bieszczad" nad "morze" ;)  
Sobota, 7 sierpnia 2010 - wygląda na to, że trafiła nam się dłuższa przerwa. W związku z czym przegapiliśmy czas kwitnienia łąk.
Poniedziałek, 30 sierpnia 2010 -kolejne sierpniowe zdjęcie. Nie wiem skąd to się bierze, ale sierpień jest miesiącem pięknych chmur.
Poniedziałek, 20 września 2010 - zdjęcie powstało tydzień wcześniej.
Środa, 20 października 2010 - również z tygodniowym opóźnieniem (brak czasu z powodu przygotowywanej właśnie wystawy).
Wtorek, 23 listopada 2010 - ostatnia wizyta na Warmii w 2010 roku i ostatnie zdjęcie z kuchennego okna. A pod nim... mini-dziennik, który powstawał w ramach odpoczynku podczas pisania "Ratunku, marzenia!", bo jak powiedział mój mały sąsiad (i czytelnik zarazem) patrząc na zaokienny pejzaż "Tu tylko patrzeć i pisać!".


P.S. Swoją drogą ciekawe - odpoczywałam od pisania - pisząc ;)

niedziela, 23 marca 2014

Kolejna warmińska zagadka

By nie porzucać rzeźbiarskich wątków -  kolejna zagadka.
Co to jest?
A konkretnie - kto stworzył tę płaskorzeźbę?
Odpowiedź znajdziecie na końcu tego posta.

 Przy okazji, naszła mnie refleksja dotycząca tego, po co właściwie prowadzę tego (i nie tylko tego bloga). Co mi to daje, zwłaszcza, że zajmuję się tym w tak nieregularny i niekonsekwentny sposób.
Otóż...
Robię to m. in. dla własnej przyjemności. Po to, by wielokrotnie przeżyć jakieś fajne wydarzenie.
Po raz pierwszy przeżywam je, kiedy danej sytuacji doświadczam. Po raz drugi, gdy oglądam/oglądamy i wybieramy zdjęcia. Po raz trzeci, gdy tworzę tu słowno-wizualne konstrukcje.
Dzięki temu czuję się jakbym doświadczała tej samej sytuacji na kilka, jakże odmiennych sposobów.
Może z tego powodu tak rzadko piszę na swoich blogach o trudnych sprawach. Nie tylko z z uwagi na swój introwertyzm, lecz również dlatego, że zdarza mi się traktować tę przestrzeń, jako przestrzeń relaksu.

Ale do rzeczy... Autorem płaskorzeźby, jak mniemam, jest bóbr/bobry. Dzieło znaleźliśmy podczas ostatniej wyprawy nad Jezioro Pierzchalskie
Zaś moją jedyną (do tej pory) płaskorzeźbę w drewnie możecie zobaczyć TUTAJ.

sobota, 22 marca 2014

Warmińska zagadka

Co to jest?
Czytelnicy
wcześniejszego wpisu
nie powinni
mieć
problemu
z rozwiązaniem
tej zagadki.
Są problemy?
OK.
Za chwilę...
pod
po
wiedź!
Czyli ten sam obrazek w pozycji horyzontalnej, zgodnej zresztą ze stanem faktycznym. Już wiecie? Skoro tak - czas na bardziej realistyczną wersję tego motywu, a zarazem - szeroki plan. Jeśli nie wiecie - tym bardziej na to czas!
Teraz już z pewnością wiecie, co przedstawiał pierwszy obrazek. Jezioro Pierzchalskie "leżące" na boku ;)

P.S. Tym razem pokazuję własne zdjęcia.

piątek, 21 marca 2014

Z Warmii i Mierzei Wiślanej...

Właśnie podczas podróży poślubnej rodzice znaleźli swój pierwszy niezakupiony dom. Na skraju puszczy, nad jeziorem i na totalnym pustkowiu (żaden PKS nie dojeżdżał), a jeszcze w drodze do wsi spotkali łosia, co, według nich, jest fantastyczną wróżbą w kwestii zakupu nieruchomości."
(fragment książki "Ratunku, marzenia!")

Mamy za sobą krótki (trzydniowy), lecz nadzwyczaj udany wjazd na Warmię i, przy okazji, nieco dalej. Powyższe zdjęcie zostało zrobione właśnie nieco dalej, a konkretnie w Kątach Rybackich. Już dawno obiecywaliśmy sobie wypad nad morze w ramach wizyty w naszej warmińskiej chałupce i wreszcie się udało. Idąc przez las na plażę spotkaliśmy łosia. To ogromnie ważne spotkanie. Ponieważ ostatnie spotkanie z łosiem przytrafiło nam się prawie dwadzieścia trzy lata temu, podczas naszej podróży poślubnej. Jak pewno już się zorientowaliście opisałam to zdarzenie w książce "Ratunku, marzenia!" :)
Na plaży "podglądaliśmy" rybitwy...
mewy
a także...
rybaków.
Zaś mój mąż jako pierwszy w tym roku (przynajmniej on tak twierdzi) chodził po plaży na bosaka. Co prawda widziałam tam jeszcze innego męża, innej pani, który też chodził boso, ale możemy przecież założyć, że to mój małżonek wcześniej zdjął buty.

Nie mniej udana okazała się wycieczka nad znajdujące się dużo bliżej naszego warmińskiego siedliska Jezioro Pierzchalskie - jak zwykle pełne pięknego światła.
 W niektórych miejscach na wodzie wciąż leżał lód.
 Tam też "podglądaliśmy"...
 łabędzie.
Wiem, że nie ma w tym nic nadzwyczaj oryginalnego - łabędzie i inne ptactwo, jezioro, morze... Ale tak miło ogląda mi się te zdjęcia, że musiałam się z Wami podzielić. Najchętniej wrzucałabym je dziesiątkami, ale wiem, że nikt by tego nie zniósł. Chwilami mam wrażenie, że pisząc ten blog uprawiam jakiś szczególny rodzaj rekreacji.
No i frrruuu...

Trzeciego dnia lało. Ale to nic. I tak fantastycznie spędziliśmy czas - czytając. Nigdzie tak dobrze się nie czyta, jak w naszym warmińskim domu. Nic dziwnego, że akcja "Ratunku, marzenia!" toczy się w miejscowości Książki.

P.S. Autorem zdjęć jest Darek.