poniedziałek, 10 marca 2014

Rzeźbiarka ze szlifierką

Lubię obserwować jak rozmaite życiowe wątki splatają się ze sobą a życiowe historie zataczają koło. Choć może należało by nazwać ten ruch spiralnym, ponieważ, jak wiemy, zdarzenia nigdy się nie powtarzają. Raczej nawiązują do siebie. Ustawiają się w jednej linii na łuku spirali.
Ostatnio miałam znakomitą okazję do takich obserwacji. Słowem-"łącznikiem", słowem-"linkiem" spinającym rozmaite wątki, myśli i wydarzenia była "rzeźba". Hasło, które już kilkakrotnie pojawiło się w kontekście remontu naszego Domu na Warmii - n.p.:
- w poście zamieszczonym jakiś czas temu na blogu (opisywałam tam pewną niezwykłą wizytę);
- w kolejnym poście (zatytułowanym dość adekwatnie do omawianego tematu - "Rzeźba pod tytułem Dom")
- i wreszcie w artykule opublikowanym w Zwykłym Życiu (wspominam o nim TUTAJ i TUTAJ).
Zdjęcie powyżej zrobione zostało niespełna rok temu, wiosną 2013 roku, w końcowej fazie remontu. Nadałam mu tytuł "Perfekcyjna pani domu" (podobno jest taki program, koleżanki mi powiedziały, chyba tylko po to, by zobaczyć minę, którą zrobię, gdy opiszą mi "test białej rękawiczki"). Wymyśliłam więc ten tytuł na "cześć" programu telewizyjnego, którego nigdy nie widziałam i którego pewno nigdy nie obejrzę. Również dlatego, że prawdziwie perfekcyjna pani domu nie może obejść się bez szlifierki ;)
Dziś jednak nadałam fotografii nowy tytuł, nie tak może zabawny, lecz z pewnością bardziej adekwatny - "Rzeźbiarka".
Dlaczego?
Otóż, gdy tylko udało mi się opanować machinę, natychmiast opanował mnie wielki entuzjazm do szlifowania. Właśnie dlatego, że czynność ta z miejsca skojarzyła mi się z rzeźbieniem. Moje doświadczenia w tym zakresie nie są co prawda zbyt bogate, ale za to bardzo pozytywne. To niezwykle przyjemne uczucie czuć w sobie formę, bryłę... Inna rzecz, czy ręka się nie omsknie, bo oto przecież chodzi, by dłoń wykuła to, co rzeźbiarz (albo rzeźbiarka) poczuje w swoim ciele (głowie?).
Dotychczas pracowałam w miękkim materiale (glina, gips, papier mache)  i raczej dodając materii, niż jej ujmując. Niedawno miałam okazję spróbować swoich sił (również w dosłownym tego słowa znaczeniu, bo wymagało to ode mnie sporo siły) pracując w drewnie (a więc poprzez odejmowanie materii).
Trzy dni temu wróciłam z fantastycznych warsztatów "rzeźby w drewnie" w Łucznicy.Tam też była w robocie szlifierka, najczęściej jednak... drewniany młot, którym stukałam w dłuto, które z kolei swym ostrzem ujmowało drewna z drewna;).
Fajne było to, że (podobnie jak szlifowanie framug) dawało mi to ogromnie przyjemne poczucie siły. Chyba czegoś takiego potrzebowałam - połączenia pracy fizycznej z rękodziełem.
Z tego wszystkiego nabrałam chęci na kolejne warsztaty: "Drewniana zabawka ludowa" i "Mebel ludowy".
I w tym miejscu pojawia kolejny zawijas mojej życiowej spirali. A zarazem swego rodzaju paradoks. Mój nieżyjący tata był stolarzem hobbystą. Nieraz wkurzałam się pomagając mu w stolarni, choć nie wymyślał mi nadzwyczaj skomplikowanych zadań. Dziś sama jestem o krok od tego, by zająć się stolarką.
P.S. Pierwszy mebel wykonany przed laty przez mojego tatę (stół) zajmuje teraz honorowe miejsce w naszej warmińskiej kuchni.
Kolejne P.S. Wygląda na to, że to raczej ja zostanę rzeźbiarką, a nie mój "potargany" mąż.
I ostatnie P.S. Jedną z rzeźb (rzeźbę-ilustrację) wykonanych podczas wspomnianych w tekście warsztatów zobaczycie TUTAJ.

5 komentarzy:

  1. Trafiłam tu dziś do Ciebie bo chciałam, nie przechodząc przypadkiem wcale. Cieszę się.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Super! Też się cieszę. Miło, gdy ktoś trafi przypadkiem, ale jeszcze milej, gdy zrobi to nieprzypadkowo.

      Usuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Zajrzalam tu i urzekły mnie zdjęcia starego-nowego domu. Widok z kuchennego okna intrygujący, czy będzie cd? Pozdrawiam. Joasia.

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziękuję :) Ciąg dalszy pewno będzie, ale na razie zbyt jestem zajęta innymi sprawami, niestety.

    OdpowiedzUsuń