poniedziałek, 30 września 2013

Rzeźba pod tytułem „Dom”

Zaniedbałam ostatnio bloga i to w momencie, w którym powinnam poświęcić mu szczególnie dużo uwagi, a nawet celebrować jego istnienie. Otóż... w czasie ubiegłych wakacji, udało nam się (po kilku latach!) wyremontować naszą warmińską chałupkę!!! A droga do tego sukcesu była, trzeba przyznać, dość wyboista. "Tak się bowiem złożyło, że dom nie od razu chciał nas zaakceptować. Było więc rur zamarzanie, zarastanie tynków pleśnią, zatykanie się kanalizacji nawarstwionym przez pokolenia 'materiałem', a nawet zrzucanie szafek ze ściany. Psikusy poluzowanej przez czas materii? Czy raczej... aktywność spiętego z powodu nowych domowników i nieco znerwicowanego ducha, który, zamiast skrzypieć i trzaskać drzwiami topił wodę w rurach, zsyłał na nas plagę gryzoni, czy też straszył potencjalnym azbestem w nieprawidłowo ocieplającej dom supremie, narażając na kosztowne badania. (...) W tym roku jednostronna (a w porywach to nawet obustronna) niechęć została przełamana i remont budynku udało się ukończyć. (...) Mamy więc happy end w naszym uduchowionym (lecz pozbawionym złośliwych duchów) domu. "
Jest co świętować! I w ramach świętowania zamieszczam kilkanaście cudownych zdjęć (autorstwa naczelnego majstra, czyli Darka)  prezentujących nasze małe osobiste dzieło sztuki, użytkową rzeźbę pod tytułem "Warmiński dom wiejski".  
Bohater bloga i dwa z jego dwunastu serc (wszystkie w nowych drewnianych okiennicach). Jak przystało na dom z duszą (duchem?) przedstawiamy go w nocnej scenerii.
Daszek nad wejściowymi drzwiami, który ugruntował pozycję Darka jako „rzeźbiarza”. O co chodzi z tym "rzeźbieniem" przekonacie się zaglądając TUTAJ. Poniżej zaś dialog który się odbył pod świeżo zamontowanym daszkiem. 
- Sam to wyrzeźbiłeś? - spytała nasza sympatyczna sąsiadka podziwiając fantazyjne zawijaski wycięte przez mego męża z drewna.
- Sam.
- No, no... prawdziwy z ciebie rzeźbiarz!

Na wprost wejściowych drzwi odkryta na strychu maselnica. Nasza Ulubiona Sklepowa jeszcze pamięta, jak poprzednia właścicielka (jej ciocia), kręciła w niej masło. W tle zbudowany ze starych kafli nowy ogrzewacz (chwała za to zdunowi!). Nad całością kompozBoska Ze Strychu.
A to już drzwi percepcji, które dawniej pełniły funkcję okienka do obory. Najbardziej spektakularny awans kulturowy, cywilizacyjny, duchowy oraz frazeologiczny w historii naszego remontu. Gdybyście mieli okazję zajrzeć, co się za Drzwiami Percepcji kryje, okazałoby się, że dokładnie to samo, co dookoła.
Drzwi percepcji zawisły nad stołem, który jest sercem i zarazem żołądkiem domu (czyli może, należałoby powiedzieć „hara”domu). Z lewej strony wydobyta ze strychu reprodukcja ikony.
O związkach między sercem a żołądkiem mówi również makatka zawierająca (trzymajmy się buddyjskich skojarzeń), koan o treści: „Gdy żona smacznie gotuje, drogę do serca męża znajduje!” (chcieliśmy przygotować alternatywna wersję, zaczynającą się od słów: „Gdy mąż smacznie gotuje...”, ale żadne z nas nie umie haftować). Koan ten był obiektem refleksji dwójki młodych inspektorów Agencji Rolnej Skarbu Państwa (a także innych odwiedzających nasz gości) podczas pamiętnej wizyty w naszym remontowanym właśnie domu. Kontemplowali go w kontekście leżącego akurat na stole Huxleya („Nowy wspaniały świat”). Mąż czytał to w przerwach pomiędzy kolejnymi etapami zrywania nieco już spróchniałej podłogi w jednym z pokoi. Zwróćcie uwagę na smakowitą fakturę ściany uzyskaną dzięki stosowanej przez mego męża autorskiej technice „krzywego tynku”.  
Wywrócone „podszewką” na wierzch przedwojenne kafle.
W tym miejscu wisiały "zbuntowane" kuchenne szafki. Teraz zastąpiła je (po starannym oszlifowaniu, opiaskowaniu i zapokostowaniu) górna część odnalezionego w drewutni zdewastowanego kredensu (dół, niestety, był zbyt zniszczony).  
Widok na kuchnię przez otwarte drzwi jednego z pokoi. Zamiast dolnej części kredensu – zasłonka. Ileż to już osób wzdychało z rozrzewnieniem na jej widok: „Zupełnie jak u mojej babci!”.
Nawiasem mówiąc, jednym z większych komplementów (choć jego autor nie był chyba świadom, że mówi komplement) był okrzyk dziecka jednego z naszych majstrów: „Ale tu staro!”.
Na wydobytych spod warstw olejnej farby drzwiach kwiatek, który dostałam po spotkaniu autorskim w jednej z pobliskich podstawówek. Idealnie się wpasował.
Jeden ze znalezionych na strychu skarbów.
I kolejne drzwi. Tym razem w łazience.

Widok z „tronu”. Korona (kaflowego pieca), czyli kolejny ze znalezionych na strychu skarbów w roli podokiennego parapetu. Drugie okno, odbite w lustrze zrobionym z drzwi starej szafy, a pod nim szafka z beczki sprezentowanej nam przez sąsiadów.
P.S. Ujęte w cudzysłów fragmenty znajdą się w artykule, który zostanie opublikowany w najbliższym numerze Zwykłego Życia.

5 komentarzy:

  1. Jejku, jak pięknie! Chciałabym, żeby u nas kiedyś też tak wyglądało fantastycznie! Pozdrawiam również z Warmii.

    OdpowiedzUsuń
  2. Pięknie. Słowo "dom" nabiera znaczenia dopiero, gdy własnoręcznie go udekorujemy i odremontujemy. Warto zadbać o każdy detal i dokładnie dobrać do wystroju nawet włączniki. Na stronie: https://www.interblue.pl/gniazda-wlaczniki-i-akcesoria/wylaczniki-i-wlaczniki/ na pewno znajdziecie coś idealnego.

    OdpowiedzUsuń