piątek, 8 sierpnia 2014

Przepis na warmińskie wakacje (w 36 punktach)

– I co wy tam będziecie tyle czasu robić? – spytała znajoma, gdy powiedziałam, że spędzimy prawie miesiąc w naszej warmińskiej chałupce.
Po trzech tygodniach pobytu, raportuję, że można tam:
1) doświadczyć absolutnego resetu podczas spływu kajakowego;
2) pojechać na międzynarodowy festiwal teatralny (do Węgajt);
3) wpatrywać się w lawendowe pole i odetchnąć w Muzeum Lawendy (w Nowym Kawkowie);
4) słuchać muzyki organowej (we Fromborku i Pasłęku).
5) Pielęgnować w sobie ornitologa na przykład:
w kajaku (zimorodki, nieznane mi gatunki kaczek, czaple a także... orzeł bielik!);
w samochodzie (liczące kilkadziesiąt ptaków stado czapli widoczne przez okno)
lub przed domem (młode boćki ćwiczące się w lataniu).
6) „Rzeźbić” detale warmińskiego domu np. półki z przedwojennych desek ozdobionych ornamentem autorstwa mistrzów naturalnej „snycerki”, czyli korników lub odnawiać piękną drewnianą skrzynię podarowaną nam przez Perfekcyjnego Stolarza Artystę.
7) Obsadzać (nowymi rekwizytami) i pielęgnować nasz mini-skansenik.
8) Lenić się.
9) Pracować (grabić rozjechaną przez koparkę ziemię lub nagrywać wywiady).
10) Wysłuchać mnóstwa niezwykłych opowieści (większości, niestety bez dyktafonu).
11) Poznawać ludzi.
12) Nie poznawać najbliższego otoczenia zamienionego (przy pomocy wspomnianej już koparki) w apokaliptyczny krajobraz, co ma stanowić jedną z wczesnych inkarnacji na drodze do sielskiego, wiejskiego ogródka.
13) Stresować się z powodu majstrów i przeżywać kolejną falę awersji do prac budowalno-remontowych.
14) Poddawać w wątpliwość powzięte niegdyś decyzje.
15) Radować się z podjętych niegdyś decyzji.
16) Fotografować;
17) być fotografowaną;
18) asystować fotografowi.
19) Czytać to, co ludzie napisali i pisać to, co ludzie kiedyś będą czytać.
20) Pokazywać młodemu czytelnikowi miejsca opisane w książce „Ratunku marzenia”.
21) Zwiedzać;
22) odwiedzać;
23) być odwiedzaną.
24) Gawędzić pod płotem.
25) Siedzieć:
– w spokoju;
– niespokojnie;
– na krześle;
– ławce;
– na leżaku;
– nad wodą;
– na wodzie (w kajaku);
– na trawie;
– przy ognisku (w towarzystwie ludzi oraz oczywiście... krów – te akurat stały usiłując wepchnąć nosy w płomienie i częstując się wodą, którą przynieśliśmy do ugaszenia ognia).
26) Stać:
– z krowami na łące,
– z głową pełną ciszy (pod Warszawą, wierzcie lub nie, takiej ciszy już nie ma);
– ze spojrzeniem w stronę gwiazd (pod Warszawą jest ich bez porównania mniej);
– w ciemności ( pod Warszawą ciemność jest mniej głęboka);
– w słońcu;
– w rozkroku (pomiędzy wsią a miastem – to podobno dobrze, bo, jak powiedział jeden z naszych interesujących rozmówców, wówczas człowiek jest mocno osadzony);
– stać nas czy nie na ten remont?
27) Zapomnieć, że kiedykolwiek mieszkało się pod Warszawą – to było przecież tak dawno, całe dwa tygodnie temu.
28) Śnić (pod Warszawą, wierzcie lub nie, człowiek ma mniej snów).
29) Dowiedzieć się od kolegi, że w domu mieszka duch.
30) Pływać w jeziorze i skakać na główkę, a potem, co było z góry do przewidzenia, cierpieć z powodu alergii na plankton.
31) Polować na myszy – dwie złapałam do słoika, dwie same złapały się do wiadra i całe mnóstwo do pułapki na krety. Oczywiście chodzi o bezkrwawe łowy. Upolowane myszy wypuszczam na łąkę, ponieważ pułapka na krety tym się różni od pułapki na myszy, że nie zabija, tyle, że jak się do niej wlezie nie sposób się wydostać, po prostu nie sposób!!! Nie do tyczy to ostatniej, najwyraźniej zmutowanej myszy, która w niewyjaśniony sposób wykrada z pułapki chlebek (chyba potrafi przenikać przez ściany).
32) Prócz myszy można również łapać:
– zasięg;
– opaleniznę (jak kto lubi, ja za opalaniem się nie przepadam);
– myśli
– i obrazy.
33) I temu podobne;
34) i temu nie podobne;
35) i tak dalej;
36) i tak bliżej...

2 komentarze:

  1. My tak mieszkamy codziennie, dlatego ktoś kiedyś powiedział, że mieszkamy na wakacjach. Myszy też łapiemy do "żywołapek" i zdarzało nam się, że te małe potrafiły z nich wychodzić. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale Wam fajnie. Lata temu, gdy przeprowadziliśmy się pod Warszawę (była tam wówczas najprawdziwsza wieś) też mieliśmy wrażenie, że mieszkamy na wakacjach (nawet dokładnie tego samego terminu używaliśmy) ale potem dogoniło nas miasto i... życie. Ciekawe ile czasu musielibyśmy mieszkać tu, na Warmii, żeby dogoniło nas życie?
      Mysz, która tak sprytnie nam się wymyka wcale nie jest taka mała – udało mi się przyuważyć, jak wyciąga z pułapki chlebek.
      Swoją drogą, skoro jesteśmy sezonowymi sąsiadami, to może warto by było spotkać się kiedyś w realu :)

      Usuń