Pocztówka z Warmii przesłana na Mazowsze przez mojego męża :)
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą przyroda. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą przyroda. Pokaż wszystkie posty
piątek, 22 kwietnia 2016
czwartek, 21 kwietnia 2016
Nowe/stare artykuły
Bardzo, bardzo zaniedbałam tego bloga, lecz obiecuję, że kiedyś się to zmieni.
Na razie udostępniam linki do kilku artykułów, które powstały w międzyczasie.
Akcja niektórych dzieje się w bezpośrednich okolicach naszego domu bądź innych rejonach Warmii:
- Wspaniałe z pożytecznym – Festiwal Wioska Teatralna 2015
- Pamięć przeszłości, szanse na przyszłość, czyli IV Jarmark św. Bartłomieja w Pasłęku
- Jubileuszowe Integracje w Młynarach
Inne w coraz częściej odwiedzanym przez nas sąsiedztwie, czyli na Mierzei Wiślanej:
- Nie bądź patałachem, czyli... sprzątanie może być fajne!
- Błękitny Patrol WWF – 795 536 009
Na razie udostępniam linki do kilku artykułów, które powstały w międzyczasie.
Akcja niektórych dzieje się w bezpośrednich okolicach naszego domu bądź innych rejonach Warmii:
- Wspaniałe z pożytecznym – Festiwal Wioska Teatralna 2015
- Pamięć przeszłości, szanse na przyszłość, czyli IV Jarmark św. Bartłomieja w Pasłęku
- Jubileuszowe Integracje w Młynarach
Inne w coraz częściej odwiedzanym przez nas sąsiedztwie, czyli na Mierzei Wiślanej:
- Nie bądź patałachem, czyli... sprzątanie może być fajne!
- Błękitny Patrol WWF – 795 536 009
Etykiety:
bobry,
miejsca,
ngo,
przyroda,
relacje i fotorelacje,
wydarzenia
piątek, 29 sierpnia 2014
Pliszka na progu swojego domu
Przeglądaliśmy zdjęcia związane z projektem, który urodził się nam w głowach dzięki temu, że za jedną z naszych okiennic zagnieździły się pliszki. Efekt jest taki, że postanowiłam opublikować na blogu jeszcze jedno urocze zdjęcie :)
piątek, 22 sierpnia 2014
Dwa (a może nawet trzy) w jednym...
... czyli punkt czyli 1 i 5 "Przepisu na warmińskie wakacje". Powyżej dramatyczny ;) moment przeprawy pod zwaloną kłodą.
A tu już chwila relaksu na wodzie.
Nocleg.
I wodowanie następnego ranka. Fotograficznej dokumentacji spływu dokonał osobiście nasz Komandor :) Dużo mogłabym napisać o tych 2 dniach na wodzie, ale jestem już po wakacjach, więc muszę pisać inne rzeczy.
A tu już chwila relaksu na wodzie.
Nocleg.
I wodowanie następnego ranka. Fotograficznej dokumentacji spływu dokonał osobiście nasz Komandor :) Dużo mogłabym napisać o tych 2 dniach na wodzie, ale jestem już po wakacjach, więc muszę pisać inne rzeczy.
czwartek, 21 sierpnia 2014
Lecą żurawie
Czyli punkt 5 "Przepisu na warmińskie wakacje". Tym razem w obiektywie Darka Kondefera.
poniedziałek, 18 sierpnia 2014
Ognisko w byczym towarzystwie
Czyli przepis na warmińskie wakacje (patrz: punkt 25, podpunkt ostatni) ilustrowany zdjęciami Wojtka Karlińskiego. Gwoli ścisłości, prócz byczków, gościliśmy przy ognisku również kilka jałówek.
poniedziałek, 7 lipca 2014
Gniazdko miłości
To było chwilę po przyjedzie. Darek nie zdążył nawet otworzyć okiennic. Weszłam do łazienki i przechodząc obok okna... spłoszyłam ptaka. Ujrzałam przez szybę, jak wyfruwa na zewnątrz przez wycięte w okiennicy serce.
Skąd się tam wziął?!
Szybkie oględziny pozwoliły stwierdzić, że pomiędzy pomiędzy okienną framugą a ozdobioną sercem okiennicą, para pliszek uwiła gniazdo - widziałam nawet malusieńkie jajeczka. Można rzec... gniazdko miłości (tak zresztą nazwał naszą warmińską chałupkę Darek, wycinając serduszka w drewnie) albo... dziupla w sercu.
I tak oto okazało się, że mamy w łazience akwarium z ptakami. Tyle, że nie możemy z tego korzystać - Rybom wszystko jedno, czy ktoś na nie patrzy, ptakom nie. W sumie wcale im się nie dziwię, też bym się przeraziła, gdyby w ścianie mojego domu zamieszkał jakiś olbrzym bez dzioba i zaglądał mi do mieszkania. W obawie, że pliszki porzucą lęg, szybciutko zasłoniłam okno-akwarium kawałkiem tektury. Dzięki temu mogliśmy bez obaw korzystać z łazienki i nawet nocą palić światło.
Udało się również zrobić kilka zdjęć pliszki w "drzwiach" swojego domku. Okno kuchenne wychodzi na okienko łazienkowe - można więc było ustawić aparat na statywie i pstrykać zdjęcia z kuchni. To jednak również okazało się niełatwe. Pliszki niepokoił dźwięk migawki, a nawet fakt, że okno w kuchni było otwarte. A przecież naszym priorytetem było zapewnienie spokoju ptasiej parze.
I wygląda na to, że ludzko-ptasia koegzystencja w jednym domu się udała. Gdy wyjeżdżaliśmy w gnieździe były już pisklaki. Domyśliliśmy się tego ponieważ ptasia para zaczęła znosić do gniazda robaki. Udało mi się też podejrzeć przez szparę w tekturze jakiś ruch w gnieździe.
Tak podczas długiego czerwcowego weekendu (między 18 a 22 czerwca). Ciekawa jestem co słychać u pliszek teraz?
Skąd się tam wziął?!
Szybkie oględziny pozwoliły stwierdzić, że pomiędzy pomiędzy okienną framugą a ozdobioną sercem okiennicą, para pliszek uwiła gniazdo - widziałam nawet malusieńkie jajeczka. Można rzec... gniazdko miłości (tak zresztą nazwał naszą warmińską chałupkę Darek, wycinając serduszka w drewnie) albo... dziupla w sercu.
I tak oto okazało się, że mamy w łazience akwarium z ptakami. Tyle, że nie możemy z tego korzystać - Rybom wszystko jedno, czy ktoś na nie patrzy, ptakom nie. W sumie wcale im się nie dziwię, też bym się przeraziła, gdyby w ścianie mojego domu zamieszkał jakiś olbrzym bez dzioba i zaglądał mi do mieszkania. W obawie, że pliszki porzucą lęg, szybciutko zasłoniłam okno-akwarium kawałkiem tektury. Dzięki temu mogliśmy bez obaw korzystać z łazienki i nawet nocą palić światło.
Udało się również zrobić kilka zdjęć pliszki w "drzwiach" swojego domku. Okno kuchenne wychodzi na okienko łazienkowe - można więc było ustawić aparat na statywie i pstrykać zdjęcia z kuchni. To jednak również okazało się niełatwe. Pliszki niepokoił dźwięk migawki, a nawet fakt, że okno w kuchni było otwarte. A przecież naszym priorytetem było zapewnienie spokoju ptasiej parze.
I wygląda na to, że ludzko-ptasia koegzystencja w jednym domu się udała. Gdy wyjeżdżaliśmy w gnieździe były już pisklaki. Domyśliliśmy się tego ponieważ ptasia para zaczęła znosić do gniazda robaki. Udało mi się też podejrzeć przez szparę w tekturze jakiś ruch w gnieździe.
Tak podczas długiego czerwcowego weekendu (między 18 a 22 czerwca). Ciekawa jestem co słychać u pliszek teraz?
wtorek, 1 kwietnia 2014
Widok z kuchennego okna
W marcu 2010 roku. niespełna trzy miesiące po założeniu mojego pierwszego, błękitnego bloga wpadłam na pomysł, by każdą wizytę w naszym warmińskim domu dokumentować za pośrednictwem zdjęcia robionego przez kuchenne okno. Chciałam zrejestrować zachodzące w pejzażu zmiany. Nie wszystko się udało tak, jakbym sobie tego życzyła.
Po pierwsze - przez nieregularność wizyt. Pominiętych zostało kilka najbardziej fantastycznych dla tego krajobrazu momentów, np. czas, w którym zmieniają kolor liście.
Po drugie - przez gapiostwo. To dlatego brakuje zdjęcia zaokiennego pejzażu pełnego żółtych kwiatów mniszka lekarskiego. Pstryknęłam fotę już po skoszeniu trawy.
Po trzecie - z powodu ówczesnego nieprzystosowania naszej chałupki do pewnych pór roku - a konkretnie zimy. Choć, jak widać na załączonym obrazku, udało się sfotografować jej schyłek.
Mimo tych wszystkich niedoskonałości uważam, że warto zrobić zestawienie tych rozproszonych w rozmaitych postach obrazów. A miejscem, które idealnie do tego się nadaje jest "Dom na Warmii".
Zachęcam również do zaglądania pod zamieszczone pod zdjęciami linki. Publikowałam również inne zdjęcia i oczywiście tekstowe relacje z wizyt.
Powyżej zdjęcie opublikowane we wtorek, 16 marca 2010.
Środa, 31 marca 2010 - ten sam miesiąc, a jaka zmiana!
Środa, 14 kwietnia 2010. Jak łatwo wywnioskować z dat, jeździliśmy wówczas na Warmię dość często - średnio raz na dwa tygodnie.
Niedziela, 16 maja 2010 - zdjęcie jednak pochodzi z 3 maja.
Poniedziałek, 24 maja 2010 - to właśnie to zdjęcie na którym brakuje skoszonych mleczy. Na osłodę króciutki cytat z zamieszczonego pod zdjęciem wpisu:
Znajomi z Ławek zwrócili nam uwagę, że widok spod naszego domu przypomina nieco Bieszczady. Jeszcze tego samego wieczoru pojechaliśmy do Fromborka i tam właśnie dokonałam odkrycia, że jest to jedyne miejsce na świecie, w którym jest tak blisko z "Bieszczad" nad "morze" ;)
Sobota, 7 sierpnia 2010 - wygląda na to, że trafiła nam się dłuższa przerwa. W związku z czym przegapiliśmy czas kwitnienia łąk.
Poniedziałek, 30 sierpnia 2010 -kolejne sierpniowe zdjęcie. Nie wiem skąd to się bierze, ale sierpień jest miesiącem pięknych chmur.
Poniedziałek, 20 września 2010 - zdjęcie powstało tydzień wcześniej.
Środa, 20 października 2010 - również z tygodniowym opóźnieniem (brak czasu z powodu przygotowywanej właśnie wystawy).
Wtorek, 23 listopada 2010 - ostatnia wizyta na Warmii w 2010 roku i ostatnie zdjęcie z kuchennego okna. A pod nim... mini-dziennik, który powstawał w ramach odpoczynku podczas pisania "Ratunku, marzenia!", bo jak powiedział mój mały sąsiad (i czytelnik zarazem) patrząc na zaokienny pejzaż "Tu tylko patrzeć i pisać!".
P.S. Swoją drogą ciekawe - odpoczywałam od pisania - pisząc ;)
Po pierwsze - przez nieregularność wizyt. Pominiętych zostało kilka najbardziej fantastycznych dla tego krajobrazu momentów, np. czas, w którym zmieniają kolor liście.
Po drugie - przez gapiostwo. To dlatego brakuje zdjęcia zaokiennego pejzażu pełnego żółtych kwiatów mniszka lekarskiego. Pstryknęłam fotę już po skoszeniu trawy.
Po trzecie - z powodu ówczesnego nieprzystosowania naszej chałupki do pewnych pór roku - a konkretnie zimy. Choć, jak widać na załączonym obrazku, udało się sfotografować jej schyłek.
Mimo tych wszystkich niedoskonałości uważam, że warto zrobić zestawienie tych rozproszonych w rozmaitych postach obrazów. A miejscem, które idealnie do tego się nadaje jest "Dom na Warmii".
Zachęcam również do zaglądania pod zamieszczone pod zdjęciami linki. Publikowałam również inne zdjęcia i oczywiście tekstowe relacje z wizyt.
Powyżej zdjęcie opublikowane we wtorek, 16 marca 2010.
Środa, 31 marca 2010 - ten sam miesiąc, a jaka zmiana!
Środa, 14 kwietnia 2010. Jak łatwo wywnioskować z dat, jeździliśmy wówczas na Warmię dość często - średnio raz na dwa tygodnie.
Niedziela, 16 maja 2010 - zdjęcie jednak pochodzi z 3 maja.
Poniedziałek, 24 maja 2010 - to właśnie to zdjęcie na którym brakuje skoszonych mleczy. Na osłodę króciutki cytat z zamieszczonego pod zdjęciem wpisu:
Znajomi z Ławek zwrócili nam uwagę, że widok spod naszego domu przypomina nieco Bieszczady. Jeszcze tego samego wieczoru pojechaliśmy do Fromborka i tam właśnie dokonałam odkrycia, że jest to jedyne miejsce na świecie, w którym jest tak blisko z "Bieszczad" nad "morze" ;)
Sobota, 7 sierpnia 2010 - wygląda na to, że trafiła nam się dłuższa przerwa. W związku z czym przegapiliśmy czas kwitnienia łąk.
Poniedziałek, 30 sierpnia 2010 -kolejne sierpniowe zdjęcie. Nie wiem skąd to się bierze, ale sierpień jest miesiącem pięknych chmur.
Poniedziałek, 20 września 2010 - zdjęcie powstało tydzień wcześniej.
Środa, 20 października 2010 - również z tygodniowym opóźnieniem (brak czasu z powodu przygotowywanej właśnie wystawy).
Wtorek, 23 listopada 2010 - ostatnia wizyta na Warmii w 2010 roku i ostatnie zdjęcie z kuchennego okna. A pod nim... mini-dziennik, który powstawał w ramach odpoczynku podczas pisania "Ratunku, marzenia!", bo jak powiedział mój mały sąsiad (i czytelnik zarazem) patrząc na zaokienny pejzaż "Tu tylko patrzeć i pisać!".
P.S. Swoją drogą ciekawe - odpoczywałam od pisania - pisząc ;)
niedziela, 23 marca 2014
Kolejna warmińska zagadka
By nie porzucać rzeźbiarskich wątków - kolejna zagadka.
Co to jest?
A konkretnie - kto stworzył tę płaskorzeźbę?
Odpowiedź znajdziecie na końcu tego posta.
Przy okazji, naszła mnie refleksja dotycząca tego, po co właściwie prowadzę tego (i nie tylko tego bloga). Co mi to daje, zwłaszcza, że zajmuję się tym w tak nieregularny i niekonsekwentny sposób.
Otóż...
Robię to m. in. dla własnej przyjemności. Po to, by wielokrotnie przeżyć jakieś fajne wydarzenie.
Po raz pierwszy przeżywam je, kiedy danej sytuacji doświadczam. Po raz drugi, gdy oglądam/oglądamy i wybieramy zdjęcia. Po raz trzeci, gdy tworzę tu słowno-wizualne konstrukcje.
Dzięki temu czuję się jakbym doświadczała tej samej sytuacji na kilka, jakże odmiennych sposobów.
Może z tego powodu tak rzadko piszę na swoich blogach o trudnych sprawach. Nie tylko z z uwagi na swój introwertyzm, lecz również dlatego, że zdarza mi się traktować tę przestrzeń, jako przestrzeń relaksu.
Ale do rzeczy... Autorem płaskorzeźby, jak mniemam, jest bóbr/bobry. Dzieło znaleźliśmy podczas ostatniej wyprawy nad Jezioro Pierzchalskie.
Zaś moją jedyną (do tej pory) płaskorzeźbę w drewnie możecie zobaczyć TUTAJ.
Co to jest?
A konkretnie - kto stworzył tę płaskorzeźbę?
Odpowiedź znajdziecie na końcu tego posta.
Przy okazji, naszła mnie refleksja dotycząca tego, po co właściwie prowadzę tego (i nie tylko tego bloga). Co mi to daje, zwłaszcza, że zajmuję się tym w tak nieregularny i niekonsekwentny sposób.
Otóż...
Robię to m. in. dla własnej przyjemności. Po to, by wielokrotnie przeżyć jakieś fajne wydarzenie.
Po raz pierwszy przeżywam je, kiedy danej sytuacji doświadczam. Po raz drugi, gdy oglądam/oglądamy i wybieramy zdjęcia. Po raz trzeci, gdy tworzę tu słowno-wizualne konstrukcje.
Dzięki temu czuję się jakbym doświadczała tej samej sytuacji na kilka, jakże odmiennych sposobów.
Może z tego powodu tak rzadko piszę na swoich blogach o trudnych sprawach. Nie tylko z z uwagi na swój introwertyzm, lecz również dlatego, że zdarza mi się traktować tę przestrzeń, jako przestrzeń relaksu.
Ale do rzeczy... Autorem płaskorzeźby, jak mniemam, jest bóbr/bobry. Dzieło znaleźliśmy podczas ostatniej wyprawy nad Jezioro Pierzchalskie.
Zaś moją jedyną (do tej pory) płaskorzeźbę w drewnie możecie zobaczyć TUTAJ.
sobota, 22 marca 2014
Warmińska zagadka
Co to jest?
Czytelnicy
wcześniejszego wpisu
nie powinni
mieć
problemu
z rozwiązaniem
tej zagadki.
Są problemy?
OK.
Za chwilę...
pod
po
wiedź!
Czyli ten sam obrazek w pozycji horyzontalnej, zgodnej zresztą ze stanem faktycznym. Już wiecie? Skoro tak - czas na bardziej realistyczną wersję tego motywu, a zarazem - szeroki plan. Jeśli nie wiecie - tym bardziej na to czas!
Teraz już z pewnością wiecie, co przedstawiał pierwszy obrazek. Jezioro Pierzchalskie "leżące" na boku ;)
P.S. Tym razem pokazuję własne zdjęcia.
Czytelnicy
wcześniejszego wpisu
nie powinni
mieć
problemu
z rozwiązaniem
tej zagadki.
Są problemy?
OK.
Za chwilę...
pod
po
wiedź!
Czyli ten sam obrazek w pozycji horyzontalnej, zgodnej zresztą ze stanem faktycznym. Już wiecie? Skoro tak - czas na bardziej realistyczną wersję tego motywu, a zarazem - szeroki plan. Jeśli nie wiecie - tym bardziej na to czas!
Teraz już z pewnością wiecie, co przedstawiał pierwszy obrazek. Jezioro Pierzchalskie "leżące" na boku ;)
P.S. Tym razem pokazuję własne zdjęcia.
piątek, 21 marca 2014
Z Warmii i Mierzei Wiślanej...
Właśnie podczas podróży poślubnej rodzice znaleźli swój pierwszy niezakupiony dom. Na skraju puszczy, nad jeziorem i na totalnym pustkowiu (żaden PKS nie dojeżdżał), a jeszcze w drodze do wsi spotkali łosia, co, według nich, jest fantastyczną wróżbą w kwestii zakupu nieruchomości."
(fragment książki "Ratunku, marzenia!")
Mamy za sobą krótki (trzydniowy), lecz nadzwyczaj udany wjazd na Warmię i, przy okazji, nieco dalej. Powyższe zdjęcie zostało zrobione właśnie nieco dalej, a konkretnie w Kątach Rybackich. Już dawno obiecywaliśmy sobie wypad nad morze w ramach wizyty w naszej warmińskiej chałupce i wreszcie się udało. Idąc przez las na plażę spotkaliśmy łosia. To ogromnie ważne spotkanie. Ponieważ ostatnie spotkanie z łosiem przytrafiło nam się prawie dwadzieścia trzy lata temu, podczas naszej podróży poślubnej. Jak pewno już się zorientowaliście opisałam to zdarzenie w książce "Ratunku, marzenia!" :)
Na plaży "podglądaliśmy" rybitwy...
mewy
a także...
rybaków.
Zaś mój mąż jako pierwszy w tym roku (przynajmniej on tak twierdzi) chodził po plaży na bosaka. Co prawda widziałam tam jeszcze innego męża, innej pani, który też chodził boso, ale możemy przecież założyć, że to mój małżonek wcześniej zdjął buty.
Nie mniej udana okazała się wycieczka nad znajdujące się dużo bliżej naszego warmińskiego siedliska Jezioro Pierzchalskie - jak zwykle pełne pięknego światła.
W niektórych miejscach na wodzie wciąż leżał lód.
Tam też "podglądaliśmy"...
No i frrruuu...
Trzeciego dnia lało. Ale to nic. I tak fantastycznie spędziliśmy czas - czytając. Nigdzie tak dobrze się nie czyta, jak w naszym warmińskim domu. Nic dziwnego, że akcja "Ratunku, marzenia!" toczy się w miejscowości Książki.
P.S. Autorem zdjęć jest Darek.
(fragment książki "Ratunku, marzenia!")
Mamy za sobą krótki (trzydniowy), lecz nadzwyczaj udany wjazd na Warmię i, przy okazji, nieco dalej. Powyższe zdjęcie zostało zrobione właśnie nieco dalej, a konkretnie w Kątach Rybackich. Już dawno obiecywaliśmy sobie wypad nad morze w ramach wizyty w naszej warmińskiej chałupce i wreszcie się udało. Idąc przez las na plażę spotkaliśmy łosia. To ogromnie ważne spotkanie. Ponieważ ostatnie spotkanie z łosiem przytrafiło nam się prawie dwadzieścia trzy lata temu, podczas naszej podróży poślubnej. Jak pewno już się zorientowaliście opisałam to zdarzenie w książce "Ratunku, marzenia!" :)
Na plaży "podglądaliśmy" rybitwy...
mewy
a także...
rybaków.
Zaś mój mąż jako pierwszy w tym roku (przynajmniej on tak twierdzi) chodził po plaży na bosaka. Co prawda widziałam tam jeszcze innego męża, innej pani, który też chodził boso, ale możemy przecież założyć, że to mój małżonek wcześniej zdjął buty.
Nie mniej udana okazała się wycieczka nad znajdujące się dużo bliżej naszego warmińskiego siedliska Jezioro Pierzchalskie - jak zwykle pełne pięknego światła.
W niektórych miejscach na wodzie wciąż leżał lód.
Tam też "podglądaliśmy"...
łabędzie.
Wiem, że nie ma w tym nic nadzwyczaj oryginalnego - łabędzie i inne ptactwo, jezioro, morze... Ale tak miło ogląda mi się te zdjęcia, że musiałam się z Wami podzielić. Najchętniej wrzucałabym je dziesiątkami, ale wiem, że nikt by tego nie zniósł. Chwilami mam wrażenie, że pisząc ten blog uprawiam jakiś szczególny rodzaj rekreacji.No i frrruuu...
Trzeciego dnia lało. Ale to nic. I tak fantastycznie spędziliśmy czas - czytając. Nigdzie tak dobrze się nie czyta, jak w naszym warmińskim domu. Nic dziwnego, że akcja "Ratunku, marzenia!" toczy się w miejscowości Książki.
P.S. Autorem zdjęć jest Darek.
poniedziałek, 17 lutego 2014
Kto wie jak powstają mrożone fale?
Wiem, wiem. Strasznie zapuściłam "dom na Warmii", a "dom" na blogu tym się różni od domu w realu, że jak się go zapuści to samo nic nie "wyrośnie"- nawet kurz.
Jak już tu chyba wspominałam pod koniec ubiegłego roku mieliśmy dwa podejścia do wyjazdu. Oba nieskuteczne z powodów głównie motoryzacyjnych.
- W styczniu to już na pewno jedziemy - oświadczył Darek. - No chyba, że przywali -20 stopni.
Przywaliło. A my... i tak pojechaliśmy. Trafiliśmy akurat na ten krótki w tym roku czas prawdziwej zimy. Dało się wytrzymać. Choć pierwsze dni w zmrożonym - w sensie dosłownym, w niektórych miejscach na ścianach była gruba warstwa szronu - domu były dla nas zmarzluchów ciężkie . Za to w dniu wyjazdu zrobiło się całkiem przyjemnie.
Nie obyło się oczywiście bez drobnych niespodzianek. Dość jednak lajtowych w porównaniu z tym, co dom serwował nam w przeszłości.

Jak już tu chyba wspominałam pod koniec ubiegłego roku mieliśmy dwa podejścia do wyjazdu. Oba nieskuteczne z powodów głównie motoryzacyjnych.
- W styczniu to już na pewno jedziemy - oświadczył Darek. - No chyba, że przywali -20 stopni.
Przywaliło. A my... i tak pojechaliśmy. Trafiliśmy akurat na ten krótki w tym roku czas prawdziwej zimy. Dało się wytrzymać. Choć pierwsze dni w zmrożonym - w sensie dosłownym, w niektórych miejscach na ścianach była gruba warstwa szronu - domu były dla nas zmarzluchów ciężkie . Za to w dniu wyjazdu zrobiło się całkiem przyjemnie.
Nie obyło się oczywiście bez drobnych niespodzianek. Dość jednak lajtowych w porównaniu z tym, co dom serwował nam w przeszłości.
Jedna z nich zafundował nam samochód. Pewnego mroźnego poranka, akurat w dniu w którym mieliśmy jechać nad morze, zastrajkował i po prostu nie odpalił. Szczęśliwie problem dość szybko udało się rozwiązać, przy pomocy naszych sympatycznych sąsiadów. Zrobiło się jednak za późno, by jechać nad morze.Pojechaliśmy więc... zgadnijcie gdzie?

Tak. Tak. Tradycyjnie do Fromborka. Nad Zalew Wiślany. Takie skute lodem prawie morze robi niesamowite wrażenie.
Największe jednak wrażenie zrobiły na mnie zatrzymane zamarznięte fale.
Czy to możliwe, że mróz jest tak aż "szybki" aby schwytać falę zanim opadnie?
Pytanie to przyszło mi do głowy ponownie, kiedy przez okno samochodu ujrzeliśmy jeszcze jedno "dzieło" mrozu. Dzieło, które nas zmroziło.
Na poboczu leżał lis. Z wycelowanymi w niebo łapami wyglądał jakby właśnie się przewrócił. Jakby mróz zadziałał niczym stop-klatka zatrzymując jego obraz dokładnie w chwili szamotaniny ze śmiercią.
Żeby nie kończyć wpisu tak ponurym obrazem, publikuję zdjęcie z darami od Kasi C
- mojej drogiej przyjaciółki . Zorientowawszy się, że mamy fioła na punkcie starych, wiejskich sprzętów, postanowiła przekazać kilka "eksponatów" do naszego warmińskiego "skansenu". To jeszcze nie wszystkie z kasinych prezentów. Pozostałe czekają na "przysposobienie" w naszym mazowieckim domu.
P.S. Jakby co, to (oprócz wielu innych sprzętów), brakuje nam również kieliszków do jajek na miękko. Jak widać... potrzeba wynalazku ;)
Etykiety:
dom,
krajobrazy,
przyroda,
relacje i fotorelacje
sobota, 10 sierpnia 2013
Przed żniwami na Warmii rosną zielone chmury...
Ławka nad Zalewem Wiślanym, czyli nasz prywatny fromborski mondrian ;)
oraz Ławki (nasza warmińska wieś) tuż przed żniwami.
oraz Ławki (nasza warmińska wieś) tuż przed żniwami.
W lipcu na Warmii rosną... zielone chmury ;)
A to już Jezioro Pierzchalskie.
Zdjęcia zrobione podczas jednej z wypraw, w czasie której mieliśmy szczęście zobaczyć orła bielika.
I jeszcze malownicze mokradło "odnalezione" pomiędzy miejscowościami Zagaje i Piele.
Zdjęcia robił Darek Kondefer, kilka zdań komentarza napisała Dorota Suwalska
Etykiety:
krajobrazy,
miejsca,
przyroda,
relacje i fotorelacje
Subskrybuj:
Posty (Atom)