wtorek, 25 czerwca 2013

Sezon na kwiaty, krowy i bocianie pisklaki...


Z blisko miesięcznym opóźnieniem zamieszczam zdjęcia z poprzedniego pobytu (a właściwie tylko ich część, z kategorii „przyrodniczo-sąsiedzkiej”). Na przełomie maja i czerwca trafiliśmy akurat na sezon łąkowy. 
Wspaniały moment na tropienie zwierzaków. Nawiasem mówiąc z uwiecznioną na zdjęciu lornetką związana jest romantyczna historia - została bowiem zakupiona 21 lat temu z okazji naszej podróży poślubnej.
No i udało się wytropić. Niestety, towarzyszący nam Kajtuś spłoszył sarenkę zanim podeszła wystarczająco blisko, by zrobić jej porządne zdjęcie.
Obserwacje mieszkających w sąsiedztwie bocianów nie wymagały na szczęście takich podchodów. Nie ukrywam, że boćki interesują mnie ostatnimi czasy szczególnie, ponieważ piszę właśnie książkę z bocianem w charakterze jednego z głównych bohaterów.
Przy okazji poznaliśmy kolejną ciekawostkę z życia naszych boćków. Wspominałam w poprzednim poście, że przeniosły swoją siedzibę z oddalonej od naszego domu obory na sąsiadujący z nim słup elektryczny. Okazało się, że zrobiły to w sposób jak najbardziej dosłowny. Sąsiedzi (JiJ) opowiadali nam jak przenosiły gniazdo kawałkach i z budulca z którego złożone było stare gniazdo układały nowe.
Tymczasem w nowym, choć już nie tak bardzo, bo liczącym już kilka lat gnieździe rośnie nowe pokolenie. Trójka (musicie uwierzyć mi na słowo). Na zdjęciu - bocian karmiący. 
A tu rytuał bocianiego powitania...
...oraz sublokatorzy bocianiego gniazda.
Podczas fotografowania boćków zaintrygowały mnie dochodzące z rosnącej po sąsiedzku lipy dziwaczne odgłosy. Nigdy bym nie wpadła, że ich „autorem” może być dzięcioł, choć s tej samej strony słychać było również donośne stukanie. A jednak. Dzięcioł. I to na dodatek – czarny. Największy z występujących w Polsce dzięciołów. Dosłownie w ostatniej chwili „schwytałam” go... w locie.
Na łąkach nareszcie pasą się krowy, ale krowia osobowość i moje przygody z nimi związane to chyba temat na oddzielny post.
A na zakończenie kolejna fotka z kolejnej wyprawy nad Jezioro Pierzchalskie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz