Zaniedbałam ostatnio bloga i to w momencie, w którym powinnam poświęcić mu szczególnie dużo uwagi, a nawet celebrować jego istnienie. Otóż... w czasie ubiegłych wakacji, udało nam się (po kilku latach!) wyremontować naszą warmińską chałupkę!!! A droga do tego sukcesu była, trzeba przyznać, dość wyboista. "Tak się bowiem złożyło, że dom nie
od razu chciał nas zaakceptować. Było więc rur zamarzanie,
zarastanie tynków pleśnią, zatykanie się kanalizacji
nawarstwionym przez pokolenia 'materiałem', a nawet zrzucanie
szafek ze ściany. Psikusy poluzowanej przez czas materii? Czy
raczej... aktywność
spiętego z powodu nowych domowników i nieco znerwicowanego ducha,
który, zamiast skrzypieć i trzaskać drzwiami topił wodę w
rurach, zsyłał na nas plagę gryzoni, czy też straszył
potencjalnym azbestem w nieprawidłowo ocieplającej dom supremie,
narażając na kosztowne badania. (...) W tym roku jednostronna (a w porywach
to nawet obustronna) niechęć została przełamana i remont budynku
udało się ukończyć. (...) Mamy więc happy end w naszym
uduchowionym (lecz pozbawionym złośliwych duchów) domu. "
Jest co świętować! I w ramach świętowania zamieszczam kilkanaście cudownych
zdjęć
(autorstwa naczelnego majstra, czyli Darka) prezentujących nasze małe osobiste dzieło sztuki, użytkową rzeźbę pod tytułem "Warmiński dom wiejski".
Bohater bloga i dwa z jego
dwunastu serc (wszystkie w nowych drewnianych okiennicach). Jak przystało na dom z duszą (duchem?) przedstawiamy
go w nocnej scenerii.
Daszek nad wejściowymi drzwiami, który
ugruntował pozycję Darka jako „rzeźbiarza”. O co chodzi z tym "rzeźbieniem" przekonacie się zaglądając
TUTAJ. Poniżej zaś dialog który się odbył pod świeżo zamontowanym daszkiem.
- Sam to wyrzeźbiłeś? - spytała
nasza sympatyczna sąsiadka podziwiając fantazyjne zawijaski wycięte przez mego
męża z drewna.
- Sam.
- No, no... prawdziwy z ciebie
rzeźbiarz!
Na wprost wejściowych drzwi odkryta na
strychu maselnica. Nasza Ulubiona Sklepowa jeszcze pamięta, jak
poprzednia właścicielka (jej ciocia), kręciła w niej masło. W
tle zbudowany ze starych kafli nowy ogrzewacz (chwała za to
zdunowi!). Nad całością kompozBoska Ze Strychu.
A to już drzwi percepcji, które
dawniej pełniły funkcję okienka do obory. Najbardziej
spektakularny awans kulturowy, cywilizacyjny, duchowy oraz
frazeologiczny w historii naszego remontu. Gdybyście mieli okazję
zajrzeć, co się za Drzwiami Percepcji kryje, okazałoby się, że
dokładnie to samo, co dookoła.
Drzwi percepcji zawisły nad stołem,
który jest sercem i zarazem żołądkiem domu (czyli może,
należałoby powiedzieć „hara”domu). Z lewej strony wydobyta ze strychu
reprodukcja ikony.

O związkach między sercem a żołądkiem
mówi również makatka zawierająca (trzymajmy się buddyjskich
skojarzeń), koan o treści: „Gdy żona smacznie gotuje, drogę do
serca męża znajduje!” (chcieliśmy przygotować alternatywna
wersję, zaczynającą się od słów: „Gdy mąż smacznie
gotuje...”, ale żadne z nas nie umie haftować). Koan ten był
obiektem refleksji dwójki młodych inspektorów Agencji Rolnej
Skarbu Państwa (a także innych odwiedzających nasz gości) podczas
pamiętnej wizyty w naszym remontowanym
właśnie domu. Kontemplowali go w kontekście leżącego akurat na
stole Huxleya („Nowy wspaniały świat”). Mąż czytał to w
przerwach pomiędzy kolejnymi etapami zrywania nieco już
spróchniałej podłogi w jednym z pokoi. Zwróćcie uwagę na smakowitą fakturę
ściany uzyskaną dzięki stosowanej przez mego męża autorskiej
technice „krzywego tynku”.
Wywrócone „podszewką” na wierzch
przedwojenne kafle.
W tym miejscu wisiały "zbuntowane" kuchenne szafki. Teraz zastąpiła je
(po
starannym oszlifowaniu, opiaskowaniu i zapokostowaniu)
górna część odnalezionego
w drewutni zdewastowanego kredensu (dół, niestety, był zbyt
zniszczony).
Widok na kuchnię przez otwarte drzwi
jednego z pokoi. Zamiast dolnej części kredensu – zasłonka. Ileż
to już osób wzdychało z rozrzewnieniem na jej widok: „Zupełnie
jak u mojej babci!”.
Nawiasem mówiąc, jednym z większych
komplementów (choć jego autor nie był chyba świadom, że mówi
komplement) był okrzyk dziecka jednego z naszych majstrów: „Ale
tu staro!”.
Na wydobytych spod warstw olejnej farby
drzwiach kwiatek, który dostałam po spotkaniu autorskim w jednej z
pobliskich podstawówek. Idealnie się wpasował.
Jeden ze znalezionych na strychu
skarbów.
I kolejne drzwi. Tym razem w łazience.
Widok z „tronu”. Korona (kaflowego
pieca), czyli kolejny ze znalezionych na strychu skarbów w roli
podokiennego parapetu. Drugie okno, odbite w lustrze zrobionym z
drzwi starej szafy, a pod nim szafka z beczki sprezentowanej nam
przez sąsiadów.
P.S. Ujęte w cudzysłów fragmenty znajdą się w artykule, który zostanie opublikowany w najbliższym numerze Zwykłego Życia.